
Długo wyczekiwany wywiad z trenerem bramkarzy Markiem Dragoszem. Ma swoją akademię bramkarską w Afryce, trenuje reprezentację Polski w AMP Futbol, szkoli, trenuje, wychowuje. Jak sam pisze na swojej stronie www.marekdragosz.pl "Bycie trenerem to nie tylko sport. To także przygoda, przyjaźń i styl życia."
Wojciech
Makowski: Witaj Marku. Wielu czytelników z pewnością o Tobie słyszała.
Chciałbym jednak, żebyś Ty sam opisał to co czujesz na poziomie tożsamości.
Dokończ więc zdanie: Jestem….
Marek Dragosz: Witam Cię Wojtku. Zadałeś od razu
najtrudniejsze pytanie. Ponieważ niespecjalnie lubię mówić o samym sobie. Cóż,
spróbuję zatem… Jestem… Normalnym facetem ze wszystkimi typowymi radościami,
kłopotami, życiem codziennym, przeszłością i troską o kolejne dni. Oczywiście
pracuję jako trener i piłka wypełnia mi większość każdego dnia ale staram się
nie dać zwariować i równie ważnym jest dla mnie czas prywatności i bycia ojcem.
W.M.:
Jak rozpoczęła się Twoja przygoda z pracą w Afryce?
M.D.: Powinienem podziękować komuś kto zeskanował mój
artykuł i wrzucił go w sieć. Zasadniczo nie jest to zbyt miłe i takim nie było
wtedy. Można powiedzieć, że nawet trochę się złościłem. Okazało się jednak, że
jeden z włoskich trenerów znalazł w zasobach sieci to opracowanie, zainteresował
się rysunkami i próbował rozszyfrować treść. W poszukiwaniu odpowiedzi na
zawiłości polskiego języka trafił do mnie. Od tego zaczęła się nasza znajomość.
Kilka miesięcy później jako delegaci włoskiego stowarzyszenia trenerów
bramkarzy siedzieliśmy razem na pokładzie samolotu lecącego na równik, a nasze
kumpelstwo trwa do dziś.
W.M.:
Co w ogóle daje Ci tamtejsza praca? Czego Cię nauczyła?
M.D.: Daje mi ogromną satysfakcję. Poznaję ciągle
wspaniałych ludzi. Zarówno w tych miejscach, które trudno nazwać boiskiem,
gdzie szmacianka ciągle jest rarytasem, butów nikt nigdy nie miał na nogach a
pole gry to gorąca, czerwona ziemia, jak i w takich, profesjonalnie
zorganizowanych, ze wspaniałym zapleczem. Tam gdzie bramka jest zbita z gałęzi, a piłka dziesięć
lat temu przypominała piłkę jest masa. I tam dzieciaki grają na każdym skrawku
ziemi. To jest wspaniałe. Takie prawdziwe. Takie
samo jest w miejscach gdzie warunki są lepsze, gdzie pracują europejscy
szkoleniowcy. Każdy z nich mówi, że nie mają problemu z dyscypliną, bo
ci chłopcy zwyczajnie chcą grać w piłkę, wyjechać i być najlepsi. To dla nich
sposób na dobre życie, na utrzymanie rodziny. Podziwiam
u ich piłkarzy naturalny, posiadany od urodzenia, wielki dar w postaci cech
motorycznych i technicznych a także świadomość elementarnych braków w taktyce i
organizacji gry. To fajne, że wiedzą o tym i chcą się uczyć. Nie zgadzam się z teorią,
że tamtejsi piłkarze to lenie. Mają swoją mentalność, zupełnie inną od naszej.
I tyle. Oczywiście z taktyką kłopot zawsze był. Jeśli jednak całe życie
towarzyszą im muzyka i tańce, ten luz, to ciężko ich wbić w taktyczne ryzy. Ale
na pewno nie są leniami. Jeśli jest trener, który pozwoli być chłopakowi
leniem, ten tym leniem będzie. Niezależnie od koloru skóry. A jednocześnie uczę się pokory
i respektu do otaczającego nas świata. Zapewne sam znasz trenerów, którzy po
wygranym meczu mówią: „wygrałem dziś” a po porażce „oni znów przegrali”. W
Afryce mówią: „wygraliśmy, przegraliśmy”. Dbałość o wspólnotę, odpowiedzialność
za drugiego, wiara. To cechy, które bardzo u nich szanuję. Życzę każdemu, by
miał możliwość pojechać tam choć na krótki czas. Nie do kurortowego hotelu w
Mombasie. Do slumsów w Lagos, na boisko w Kampali, w głąb wioski pod Gaborone.
Zepsuta pralka, testy do „Familiady”, dziura w dżinsach albo drzewko o zapachu
orzechowym w samochodzie potem nie będą już naprawdę problemami.
W.M.:
Jesteś też trenerem reprezentacji Polski w AMP Futbol. Czym różni się, a w czym
jest podobny dla Ciebie AMP Futbol do tradycyjnej piłki nożnej?
M.D.: AMP Futbol dla mnie to taka sama piłka nożna jak ta,
którą oglądamy na dużych stadionach. Z taktyką, strzałami, defensywą,
schematami stałych fragmentów gry, przygotowaniem mentalnym i tym wszystkim co
składa się na trening, mecz, szatnię i zespół. Oczywiście różnice w przepisach
– choćby brak spalonych, mniejsza liczba zawodników czy auty wykonywane nogą –
determinują tworzenie planów na grę. Oczywiście przygotowanie fizyczne i
fizjologia wysiłku są diametralnie inne. Poza tym bez różnic. AMP Futbol ma
jednak – w mojej ocenie – tę znakomitą przewagę nad „normalną” piłką nożną,
która polega na prawdziwej, niczym nie skażonej pasji, na ogromnym szacunku do
reprezentowania barw narodowych, na genialnych, świadomych życiowych wartości
osobowościach w szatni i na gotowości do wysiłku, który jak śmiem twierdzić
jest wysiłkiem niewyobrażalnym dla nikogo z nas. Dlatego AMP Futbol dla mnie to
coś zdecydowanie więcej niż sport.
W.M.:
Co uważasz za swój największy sukces?
M.D.: Największym sukcesem są moje dzieci. Do piłkarskich i
zawodowych nie przywiązuję specjalnej wagi. Jasne, są momenty, które przywołują
fantastyczne wspomnienia. Takim na pewno jest czwarte miejsce na ampfutbolowych
mistrzostwach świata w Meksyku. Z całą pewnością cieszyła obecność na ostatnim
mundialu w Brazylii piątki afrykańskich bramkarzy, z którą miałem przyjemność
pracować. Sukcesami dla mnie są pamięć o okazjonalnych życzeniach, kontakt i
relacje ze wszystkimi zawodnikami z jakimi pracowałem do tej pory – niezależnie
od czasu, miejsca czy poziomu rozgrywek. I to jest ważne dla mnie. Sukcesy,
medale i dyplomy to oczywiście fajna historia, ale jednak historia. Nie siadam
nad albumem ze zdjęciami i nie palę przy nich fajki w bujanym fotelu.
W.M.:
Rzeczy, które chciałbyś jeszcze dokonać w piłce nożnej to…
M.D.: Nie mam ani ciśnienia ani parcia. Chciałbym abyśmy
byli zdrowi - moi bliscy i ja sam. Jeśli będę pracował rzetelnie to dobre
rzeczy z pewnością się pojawią. Wierzę, że wartościowa praca przynosi
wartościowe owoce i to od nas samych zależy co z nimi zrobimy. Marzenia bowiem
się nie spełniają – marzenia się spełnia ;) Najbardziej chciałbym, aby nikogo
nie zawieść. Chciałbym by nikt nie był rozczarowany pracą ze mną. Jeśli uda mi
się wychować młodych zawodników na fajnych piłkarzy i dobrych ludzi – będę
zadowolony.
W.M.:
Masz duży bagaż doświadczeń w piłkarskiej szatni. Powiedz nam, z problemami
jakiej natury musiałeś się zmagać pracując z młodymi ludźmi?
M.D.: Nie do mnie oceniać moje doświadczenia. Nie wiem czy
są duże czy małe. W kilku szatniach jednak rzeczywiście przebywałem ;) Każda
szatnia to inna specyfika. Jednak zmagania z problemami często podobne. Myślę,
że najważniejszym zadaniem z reguły było dla mnie wkomponowanie ambicji
jednostek w interes zespołu, uświadomienie takiej konieczności i jej
egzekwowanie. Ważnym było też określanie celu. Prawidłowego celu. Zatem od
dbałości o wartość tygodnia poprzedzającego mecz, poprzez walkę z „pompowaniem
balonu”, oczekiwaniami i czymś co niektórzy nazywają presją, aż po korzystanie
z tego co przyniosły zwycięstwa i porażki. Bardzo istotnym, jeśli nie
najistotniejszym była dla mnie zawsze dbałość o atmosferę, zdrową rywalizację i
czyste jasne relacje na liniach zawodnik – zawodnik oraz zawodnik - trener. To te
cechy w mojej ocenie są sercem zespołu, które bije w szatni a potem tętni na
boisku.
W.M.:
Jak do nich docierałeś? Jakie rozwiązania okazywały się być najskuteczniejsze?
M.D.: Od wielu lat wszyscy piłkarze zawodowych lig
angielskich co roku wypełniają ankiety mające na celu zobrazowanie pracy
trenerów. Wiesz jaką cechę cenią sobie u szkoleniowców najbardziej? Nie
warsztat, nie osobowość, nie medialność ani ciuchy. Sprawiedliwość. Goście,
którzy regularnie pobierają – czasem niebotycznie wysokie – tygodniówki. Nawet
ci, którzy nie mają miejsca na ławce rezerwowych mówią, że sprawiedliwość
trenera jest najważniejsza. Też tak uważam. Jeśli jesteś zaangażowany – ludzie
to docenią. Jeśli jesteś kumplem, który rozumie – zawodnik będzie z Tobą
rozmawiał i pokaże swoje emocje. Jeśli doskonalisz swój warsztat – piłkarze
będą mieć świadomość rozwoju i chętnie będą pracować. Jeśli nie stawiasz wyniku
ponad człowieczeństwo – będą Cię szanować. Jeśli jesteś sprawiedliwy – będziesz
miał prawdziwy zespół.
W.M.:
Czego potrzebują według Ciebie młodzi ludzie w dzisiejszych czasach, a co mogą
im dać ich trenerzy?
M.D.: Przeraża mnie roszczeniowa postawa wielu młodych osób.
Wkurza mnie brak szacunku do starszych, do pracy, do pieniędzy jako efektu
wysiłku. Nie mogę zrozumieć niechlujstwa w wychowaniu i telewizji i komputera
jako podstawowych jego narzędzi. Nie akceptuję usprawiedliwiania wszystkiego
brakiem czasu i pozornym zmęczeniem. Nie cierpię oceniania innych, a już
zwłaszcza przez pryzmat tego co mają a nie tego kim są. Strasznym jest dla mnie
to, że mnóstwo ludzi uwielbia żyć czyimś życiem, że wyrokuje o charakterze
człowieka na podstawie jego ilości zdjęć na Facebooku, że spotkania zastąpiły
czaty, a listy to dziś tylko krótkie wiadomości tekstowe. To wszystko – jak dla
mnie – to obraz, który wpisuje się również w rzeczywistość szatni piłkarskiej.
Lans, czerpanie kiepskich wzorców, brak samooceny, wymagania nieadekwatne do
umiejętności i wysiłku, pieniądze jako priorytet, brak szczerych emocji. Praca
w takich realiach nie jest łatwa. Ale też jednocześnie stawia szczególne
wymagania. Moim zdaniem szkoleniowiec dziś to nie tylko ktoś kto ma poprowadzić
trening. To także mentor, wychowawca i drogowskaz. Czasem ojciec, czasem
policjant, a innym razem pedagog lub dyrektor. Co zatem może trener dać młodemu
człowiekowi? Według mnie dać to najlepsze co ma w sobie. Wielokrotnie
powtarzałem trenerom: jeśli nie możesz się zaangażować w całości – nie rób tego
wcale. Jeśli będziesz pracował na „pół gwizdka” – będziesz miał zespół na „pół
etatu”. Oczywiście jednocześnie absolutnie rozumiem realia i problemy. Znam
mnóstwo trenerów, którzy prosto po ośmiogodzinnej pracy, nierzadko poświęcając
rodzinne życie, biegną na boisko i prowadzą trening dla dzieciaków. Mam do nich
i ich pracy ogromny szacunek. Sam też pracowałem w takiej rzeczywistości. Robią
to często za symboliczne wynagrodzenie albo zupełnie charytatywnie, bo w
okolicy nikt inny nie chce tego robić. Sami piorą sprzęt, kupują wodę.
Jednocześnie wierzą, że przyjdą lepsze czasy. Bo przecież na kursokonferencjach
od lat powtarza się nam, że zawód trenera zacznie być szanowany, usankcjonowany
i doceniony. Jak mam skomentować to, że nie doczekaliśmy się realizacji tych
obietnic? Chyba tylko tak, że powinniśmy robić swoje. Jeśli sami sobie nie
pomożemy – nikt nam nie pomoże.
W.M.:
Na koniec powiedz co Twoim zdaniem jest najpiękniejsze w piłce nożnej? Za co
można ją kochać?
M.D.: Sport uczy odpowiedzialności i działania w grupie.
Ludzie, którzy uprawiają sport – nie tylko piłkę nożną – są najczęściej otwarci
i gotowi do działania. Bardzo to lubię. Lubię szacunek do rywala, respekt do
porażki i wygrywanie z godnością. To jest prawdziwy sport. Dla mnie osobiście
piłka jest piękna ze względu na jej nieprzewidywalność i niepowtarzalność. Nie
ma dwóch idealnie takich samych sytuacji meczowych. Niczego nie można
wyreżyserować. Faworyci przegrywają z kopciuszkami, bramkarze grają poza polem
karnym a trenerzy szukają coraz to nowych pomysłów na grę. I co najważniejsze
grę, która ma przynieść strzelanie goli. Piłka to emocje. Cały tydzień emocji w
oczekiwaniu na mecz. Emocji w czasie meczu. To niesamowite jak krańcowo różne
emocje przynoszą zwycięskie i przegrane mecze. To wielkie, cotygodniowe próby
charakteru. Za to kocham futbol.
W.M.:
Dzięki wielkie za poświęcony czas :) Życzę powodzenia w dalszym działaniu :)
M.D.: I ja dziękuję. Zwłaszcza za cierpliwość w oczekiwaniu
na moją dyspozycyjność J
Również życzę Ci wszystkiego dobrego :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz