środa, 29 lipca 2015

Wywiad z Markiem Dragoszem


Długo wyczekiwany wywiad z trenerem bramkarzy Markiem Dragoszem. Ma swoją akademię bramkarską w Afryce, trenuje reprezentację Polski w AMP Futbol, szkoli, trenuje, wychowuje. Jak sam pisze na swojej stronie www.marekdragosz.pl "Bycie trenerem to nie tylko sport. To także przygoda, przyjaźń i styl życia."


Wojciech Makowski: Witaj Marku. Wielu czytelników z pewnością o Tobie słyszała. Chciałbym jednak, żebyś Ty sam opisał to co czujesz na poziomie tożsamości. Dokończ więc zdanie: Jestem….

Marek Dragosz: Witam Cię Wojtku. Zadałeś od razu najtrudniejsze pytanie. Ponieważ niespecjalnie lubię mówić o samym sobie. Cóż, spróbuję zatem… Jestem… Normalnym facetem ze wszystkimi typowymi radościami, kłopotami, życiem codziennym, przeszłością i troską o kolejne dni. Oczywiście pracuję jako trener i piłka wypełnia mi większość każdego dnia ale staram się nie dać zwariować i równie ważnym jest dla mnie czas prywatności i bycia ojcem.

W.M.: Jak rozpoczęła się Twoja przygoda z pracą w Afryce?

M.D.: Powinienem podziękować komuś kto zeskanował mój artykuł i wrzucił go w sieć. Zasadniczo nie jest to zbyt miłe i takim nie było wtedy. Można powiedzieć, że nawet trochę się złościłem. Okazało się jednak, że jeden z włoskich trenerów znalazł w zasobach sieci to opracowanie, zainteresował się rysunkami i próbował rozszyfrować treść. W poszukiwaniu odpowiedzi na zawiłości polskiego języka trafił do mnie. Od tego zaczęła się nasza znajomość. Kilka miesięcy później jako delegaci włoskiego stowarzyszenia trenerów bramkarzy siedzieliśmy razem na pokładzie samolotu lecącego na równik, a nasze kumpelstwo trwa do dziś.

W.M.: Co w ogóle daje Ci tamtejsza praca? Czego Cię nauczyła?

M.D.: Daje mi ogromną satysfakcję. Poznaję ciągle wspaniałych ludzi. Zarówno w tych miejscach, które trudno nazwać boiskiem, gdzie szmacianka ciągle jest rarytasem, butów nikt nigdy nie miał na nogach a pole gry to gorąca, czerwona ziemia, jak i w takich, profesjonalnie zorganizowanych, ze wspaniałym zapleczem. Tam gdzie bramka jest zbita z gałęzi, a piłka dziesięć lat temu przypominała piłkę jest masa. I tam dzieciaki grają na każdym skrawku ziemi. To jest wspaniałe. Takie prawdziwe. Takie samo jest w miejscach gdzie warunki są lepsze, gdzie pracują europejscy szkoleniowcy. Każdy z nich mówi, że nie mają problemu z dyscypliną, bo ci chłopcy zwyczajnie chcą grać w piłkę, wyjechać i być najlepsi. To dla nich sposób na dobre życie, na utrzymanie rodziny. Podziwiam u ich piłkarzy naturalny, posiadany od urodzenia, wielki dar w postaci cech motorycznych i technicznych a także świadomość elementarnych braków w taktyce i organizacji gry. To fajne, że wiedzą o tym i chcą się uczyć. Nie zgadzam się z teorią, że tamtejsi piłkarze to lenie. Mają swoją mentalność, zupełnie inną od naszej. I tyle. Oczywiście z taktyką kłopot zawsze był. Jeśli jednak całe życie towarzyszą im muzyka i tańce, ten luz, to ciężko ich wbić w taktyczne ryzy. Ale na pewno nie są leniami. Jeśli jest trener, który pozwoli być chłopakowi leniem, ten tym leniem będzie. Niezależnie od koloru skóry.  A jednocześnie uczę się pokory i respektu do otaczającego nas świata. Zapewne sam znasz trenerów, którzy po wygranym meczu mówią: „wygrałem dziś” a po porażce „oni znów przegrali”. W Afryce mówią: „wygraliśmy, przegraliśmy”. Dbałość o wspólnotę, odpowiedzialność za drugiego, wiara. To cechy, które bardzo u nich szanuję. Życzę każdemu, by miał możliwość pojechać tam choć na krótki czas. Nie do kurortowego hotelu w Mombasie. Do slumsów w Lagos, na boisko w Kampali, w głąb wioski pod Gaborone. Zepsuta pralka, testy do „Familiady”, dziura w dżinsach albo drzewko o zapachu orzechowym w samochodzie potem nie będą już naprawdę problemami.

W.M.: Jesteś też trenerem reprezentacji Polski w AMP Futbol. Czym różni się, a w czym jest podobny dla Ciebie AMP Futbol do tradycyjnej piłki nożnej?

M.D.: AMP Futbol dla mnie to taka sama piłka nożna jak ta, którą oglądamy na dużych stadionach. Z taktyką, strzałami, defensywą, schematami stałych fragmentów gry, przygotowaniem mentalnym i tym wszystkim co składa się na trening, mecz, szatnię i zespół. Oczywiście różnice w przepisach – choćby brak spalonych, mniejsza liczba zawodników czy auty wykonywane nogą – determinują tworzenie planów na grę. Oczywiście przygotowanie fizyczne i fizjologia wysiłku są diametralnie inne. Poza tym bez różnic. AMP Futbol ma jednak – w mojej ocenie – tę znakomitą przewagę nad „normalną” piłką nożną, która polega na prawdziwej, niczym nie skażonej pasji, na ogromnym szacunku do reprezentowania barw narodowych, na genialnych, świadomych życiowych wartości osobowościach w szatni i na gotowości do wysiłku, który jak śmiem twierdzić jest wysiłkiem niewyobrażalnym dla nikogo z nas. Dlatego AMP Futbol dla mnie to coś zdecydowanie więcej niż sport.

W.M.: Co uważasz za swój największy sukces?

M.D.: Największym sukcesem są moje dzieci. Do piłkarskich i zawodowych nie przywiązuję specjalnej wagi. Jasne, są momenty, które przywołują fantastyczne wspomnienia. Takim na pewno jest czwarte miejsce na ampfutbolowych mistrzostwach świata w Meksyku. Z całą pewnością cieszyła obecność na ostatnim mundialu w Brazylii piątki afrykańskich bramkarzy, z którą miałem przyjemność pracować. Sukcesami dla mnie są pamięć o okazjonalnych życzeniach, kontakt i relacje ze wszystkimi zawodnikami z jakimi pracowałem do tej pory – niezależnie od czasu, miejsca czy poziomu rozgrywek. I to jest ważne dla mnie. Sukcesy, medale i dyplomy to oczywiście fajna historia, ale jednak historia. Nie siadam nad albumem ze zdjęciami i nie palę przy nich fajki w bujanym fotelu.

W.M.: Rzeczy, które chciałbyś jeszcze dokonać w piłce nożnej to…

M.D.: Nie mam ani ciśnienia ani parcia. Chciałbym abyśmy byli zdrowi - moi bliscy i ja sam. Jeśli będę pracował rzetelnie to dobre rzeczy z pewnością się pojawią. Wierzę, że wartościowa praca przynosi wartościowe owoce i to od nas samych zależy co z nimi zrobimy. Marzenia bowiem się nie spełniają – marzenia się spełnia ;) Najbardziej chciałbym, aby nikogo nie zawieść. Chciałbym by nikt nie był rozczarowany pracą ze mną. Jeśli uda mi się wychować młodych zawodników na fajnych piłkarzy i dobrych ludzi – będę zadowolony.

W.M.: Masz duży bagaż doświadczeń w piłkarskiej szatni. Powiedz nam, z problemami jakiej natury musiałeś się zmagać pracując z młodymi ludźmi?

M.D.: Nie do mnie oceniać moje doświadczenia. Nie wiem czy są duże czy małe. W kilku szatniach jednak rzeczywiście przebywałem ;) Każda szatnia to inna specyfika. Jednak zmagania z problemami często podobne. Myślę, że najważniejszym zadaniem z reguły było dla mnie wkomponowanie ambicji jednostek w interes zespołu, uświadomienie takiej konieczności i jej egzekwowanie. Ważnym było też określanie celu. Prawidłowego celu. Zatem od dbałości o wartość tygodnia poprzedzającego mecz, poprzez walkę z „pompowaniem balonu”, oczekiwaniami i czymś co niektórzy nazywają presją, aż po korzystanie z tego co przyniosły zwycięstwa i porażki. Bardzo istotnym, jeśli nie najistotniejszym była dla mnie zawsze dbałość o atmosferę, zdrową rywalizację i czyste jasne relacje na liniach zawodnik – zawodnik oraz zawodnik - trener. To te cechy w mojej ocenie są sercem zespołu, które bije w szatni a potem tętni na boisku.

W.M.: Jak do nich docierałeś? Jakie rozwiązania okazywały się być najskuteczniejsze?

M.D.: Od wielu lat wszyscy piłkarze zawodowych lig angielskich co roku wypełniają ankiety mające na celu zobrazowanie pracy trenerów. Wiesz jaką cechę cenią sobie u szkoleniowców najbardziej? Nie warsztat, nie osobowość, nie medialność ani ciuchy. Sprawiedliwość. Goście, którzy regularnie pobierają – czasem niebotycznie wysokie – tygodniówki. Nawet ci, którzy nie mają miejsca na ławce rezerwowych mówią, że sprawiedliwość trenera jest najważniejsza. Też tak uważam. Jeśli jesteś zaangażowany – ludzie to docenią. Jeśli jesteś kumplem, który rozumie – zawodnik będzie z Tobą rozmawiał i pokaże swoje emocje. Jeśli doskonalisz swój warsztat – piłkarze będą mieć świadomość rozwoju i chętnie będą pracować. Jeśli nie stawiasz wyniku ponad człowieczeństwo – będą Cię szanować. Jeśli jesteś sprawiedliwy – będziesz miał prawdziwy zespół.

W.M.: Czego potrzebują według Ciebie młodzi ludzie w dzisiejszych czasach, a co mogą im dać ich trenerzy?

M.D.: Przeraża mnie roszczeniowa postawa wielu młodych osób. Wkurza mnie brak szacunku do starszych, do pracy, do pieniędzy jako efektu wysiłku. Nie mogę zrozumieć niechlujstwa w wychowaniu i telewizji i komputera jako podstawowych jego narzędzi. Nie akceptuję usprawiedliwiania wszystkiego brakiem czasu i pozornym zmęczeniem. Nie cierpię oceniania innych, a już zwłaszcza przez pryzmat tego co mają a nie tego kim są. Strasznym jest dla mnie to, że mnóstwo ludzi uwielbia żyć czyimś życiem, że wyrokuje o charakterze człowieka na podstawie jego ilości zdjęć na Facebooku, że spotkania zastąpiły czaty, a listy to dziś tylko krótkie wiadomości tekstowe. To wszystko – jak dla mnie – to obraz, który wpisuje się również w rzeczywistość szatni piłkarskiej. Lans, czerpanie kiepskich wzorców, brak samooceny, wymagania nieadekwatne do umiejętności i wysiłku, pieniądze jako priorytet, brak szczerych emocji. Praca w takich realiach nie jest łatwa. Ale też jednocześnie stawia szczególne wymagania. Moim zdaniem szkoleniowiec dziś to nie tylko ktoś kto ma poprowadzić trening. To także mentor, wychowawca i drogowskaz. Czasem ojciec, czasem policjant, a innym razem pedagog lub dyrektor. Co zatem może trener dać młodemu człowiekowi? Według mnie dać to najlepsze co ma w sobie. Wielokrotnie powtarzałem trenerom: jeśli nie możesz się zaangażować w całości – nie rób tego wcale. Jeśli będziesz pracował na „pół gwizdka” – będziesz miał zespół na „pół etatu”. Oczywiście jednocześnie absolutnie rozumiem realia i problemy. Znam mnóstwo trenerów, którzy prosto po ośmiogodzinnej pracy, nierzadko poświęcając rodzinne życie, biegną na boisko i prowadzą trening dla dzieciaków. Mam do nich i ich pracy ogromny szacunek. Sam też pracowałem w takiej rzeczywistości. Robią to często za symboliczne wynagrodzenie albo zupełnie charytatywnie, bo w okolicy nikt inny nie chce tego robić. Sami piorą sprzęt, kupują wodę. Jednocześnie wierzą, że przyjdą lepsze czasy. Bo przecież na kursokonferencjach od lat powtarza się nam, że zawód trenera zacznie być szanowany, usankcjonowany i doceniony. Jak mam skomentować to, że nie doczekaliśmy się realizacji tych obietnic? Chyba tylko tak, że powinniśmy robić swoje. Jeśli sami sobie nie pomożemy – nikt nam nie pomoże.

W.M.: Na koniec powiedz co Twoim zdaniem jest najpiękniejsze w piłce nożnej? Za co można ją kochać?

M.D.: Sport uczy odpowiedzialności i działania w grupie. Ludzie, którzy uprawiają sport – nie tylko piłkę nożną – są najczęściej otwarci i gotowi do działania. Bardzo to lubię. Lubię szacunek do rywala, respekt do porażki i wygrywanie z godnością. To jest prawdziwy sport. Dla mnie osobiście piłka jest piękna ze względu na jej nieprzewidywalność i niepowtarzalność. Nie ma dwóch idealnie takich samych sytuacji meczowych. Niczego nie można wyreżyserować. Faworyci przegrywają z kopciuszkami, bramkarze grają poza polem karnym a trenerzy szukają coraz to nowych pomysłów na grę. I co najważniejsze grę, która ma przynieść strzelanie goli. Piłka to emocje. Cały tydzień emocji w oczekiwaniu na mecz. Emocji w czasie meczu. To niesamowite jak krańcowo różne emocje przynoszą zwycięskie i przegrane mecze. To wielkie, cotygodniowe próby charakteru. Za to kocham futbol.
W.M.: Dzięki wielkie za poświęcony czas :) Życzę powodzenia w dalszym działaniu :)

M.D.: I ja dziękuję. Zwłaszcza za cierpliwość w oczekiwaniu na moją dyspozycyjność J Również życzę Ci wszystkiego dobrego :)



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz